piątek, 20 kwietnia 2012

Pierwszy motocykl

Kolejnym etapem po uzyskaniu prawa jazdy kategorii A miał być zakup środka transportu.
Planowałem zakup jakiegoś motocykla typu turystyczne - enduro. Ta kategoria to motocykle dające możliwość wygodnego przemieszczania się po drogach utwardzonych, a także z zjazdu z tych drug w odcinki szutrowe i lekko terenowe. Pomyślałem, że to coś dla mnie.
Zacząłem poszukiwania. Rozglądałem się za czym w cenie około 7-8 tys zł. Honda TransAlp XL650 była w zasięgu.

W okolicy połowy marca 2012 zapukała do firmy Pani księgowa i powiedziała, "musi Pan coś kupić", ewentualnie wziąć leasing. Pierwsza myśl - kupić motocykl! Jejku ale strzał, to może się udać! Wpłacę zaplanowane pieniądze (7-8 tys) na wpłatę wstępną, a reszta na dwa lata. Ale plan, ruszyłem na polowanie. Do salonu Libery Motors nie było daleko. Kryterium wyboru w dużej mierze stanowił budżet. Generalnie w (finansowo) grę wchodziła Honda TransAlp,  Honda Hornet, oraz wchodząca na runek Honda NC700X. Jakoś tak dziwnie zorientowany byłem na Honde, hmmm ...

Hornet nie budzi mojej euforii, w moim wyobrażeniu (choć nigdy nie jeździłem) to taki fighter rodem z toru. Bardziej sport niż turystyka. Pamiętajmy, co kierowało moimi marzeniami - zwiedzanie bliższej i dalszej okolicy. NC700 to takie nieznane "coś na do jeżdżenia po mieście".

Mnie po głowie chodził motocykl jako maszyna "przygodowa". Nie ma co tu dłużej owijać w bawełnę. Tuż przed majówką wyjechałem z salonu nowiutkim Trampinszonem XL700V. Zero nalot, piękna sztuka.
Roku 2012 "zjechał" pod znakiem, nauki jazdy we dwoje (no bo przecież moja żona pierwsza zawsze na motocyklu siedzi), kupna ciuchów, kasków, itd itd. Zaczęliśmy się po kraju poruszać na motocyklu. Na początek Jura Krakowsko Częstochowska, potem wyjazdy do rodziców na podkarpacie, kilka imprez integracyjnych typu Rajd Bobrowy czy Paszków Rally. Czasem nas trochę dupa od siedzenia bolała, ale wiadomo, dupa musi przywyknąć, dupa nie szklanka. W końcu te wpajane od młodzieńczych lat "dogmaty rodzinne" muszę nieść za sobą ziarenko prawdy.

2012 to był bardo fajny rok. Kolejne miesiące przynosiły spełnienia marzeń. Weekendy mijały po znakiem dwóch kółek. A pieniądze na koncie przelewane z dystrybutora do baku, topniały w oczach.
No cóż - to chyba hobby ...

Na koniec trochę zdjęć.
1. Prace garażowe
2. Tak wyglądał komplet przygotowany do sprzedaży

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz